Witam na moim blogu humorystycznym :) Jest on zbiorem zabawnych zdjęć, zrzutów ekranowcyh, skanów, tekstów, moich własnych rysunków humorystycznych oraz wszelkich innych materiałów. :) Pozdrawiam i życzę dobrej zabawy :)
środa, 28 września 2011
Straszne rzeczy....
Sensacyjny temat w pewnej gazecie:
Adamowi dziękuję za zdjęcia :)
Po rzeczach strasznych proponuję rzecz dramatyczną: Toż to dramat.
Adamowi dziękuję za zdjęcia :)
Po rzeczach strasznych proponuję rzecz dramatyczną: Toż to dramat.
wtorek, 27 września 2011
poniedziałek, 26 września 2011
Krzesła na łańcuchu...
... i stoły też. W ogródku piwnym. Pewnie po to, żeby nie ukradli.
Problem w tym, że jak jeden gość przesuwa krzesło, inna osoba może oberwać łańcuchem po nogach...
Problem w tym, że jak jeden gość przesuwa krzesło, inna osoba może oberwać łańcuchem po nogach...
Lady Dacia
rzęsami zatrzepocze...
Widziałam to nie raz w sieci i patrzyłam z niedowierzaniem. Dzisiaj zobaczyłam "na żywo".
Widziałam to nie raz w sieci i patrzyłam z niedowierzaniem. Dzisiaj zobaczyłam "na żywo".
Egzystencjalny problem ślimaka
Ten obrazek narysowałam w zeszłym roku, kiedy mediach pojawiła się wiadomość, że według UE ślimak to ryba lądowa.
sobota, 24 września 2011
czwartek, 22 września 2011
Kolej transsyberyjska
Kolej transsyberyjska, dwóch podróżnych wychodzi na korytarz na papierosa.
Jeden z nich zagaduje:
- Zdrastwujte!
- Zdrastwujte!
- Kuda jedziecie?
- Ja jadu z Moskwy do Nowosybirska.
- Aaaa, no tak... ja jadę z Nowosybirska do Moskwy.
Chwila milczenia, po której jeden z nich mówi:
- Ot technika!
Jeden z nich zagaduje:
- Zdrastwujte!
- Zdrastwujte!
- Kuda jedziecie?
- Ja jadu z Moskwy do Nowosybirska.
- Aaaa, no tak... ja jadę z Nowosybirska do Moskwy.
Chwila milczenia, po której jeden z nich mówi:
- Ot technika!
środa, 21 września 2011
Koci-koci-łapci :)
Był sobie czarny żakiet. A żakietem zainteresował się kotek... Oto efekt:
Sylwii dziękuję za zdjęcie :)
Sylwii dziękuję za zdjęcie :)
niedziela, 18 września 2011
Obcy język, a jednak trochę swojski ;)
Zakreślona fraza jest odpowiednikiem "Cancel". Dostrzegam tu pewną zbieżność i logikę ;)
Adamowi dziękuję za screen-shot'a :)
sobota, 17 września 2011
piątek, 16 września 2011
czwartek, 15 września 2011
Co powinien dozorca?
Zdjęcie z klatki schodowej pewnego bloku. Wygląda na to, że lokatorzy postanowili coś komuś zasugerować...
Wielbłądzie jaja
Widziałam to już nie raz w sieci. Ale wczoraj po raz pierwszy zobaczyłam w sklepie i uwierzyłam, że takie coś jest naprawdę w sprzedaży.. Musiałam zrobić zdjęcie.
środa, 14 września 2011
Strach przy stole
Wczoraj podczas rozmowy z kolegą przypomniała mi się pewna akcja z zeszłego roku. Wpadłam przy tym na pomysł, że pasuje to do tematyki bloga, jako że nie brakuje w tym absurdów. I tak oto mam pierwszy felietono-podobny twór na blogu. Zacznijmy od wprowadzenia w temat: W zeszłym roku poprzez portal zakupów grupowych zakupiłam dwa zniżkowe kupony do restauracji "Straszny Dwór" w Łodzi. Zapowiadało się ciekawie - interesujący pomysł, jeśli chodzi o wystrój. Pomyślałam, że może być tam fajny klimat. Wybrałam się tam z kolegą. Po wizytach tam, napisałam maila do ludzi z pracy:
Restauracja "Straszny Dwór"
Jako, że zakupy grupowe cieszą się u nas dużym zainteresowaniem, chciałabym podzielić się z Wami "wrażeniami" ze "Strasznego Dworu".
W zeszłym tygodniu kupiłam 2 kupony do "Strasznego Dworu" na Moniuszki. Zarezerwowałam miejsce na sobotnie popołudnie. Przyszliśmy, zajęliśmy pasujące nam miejsce, ponieważ sala była prawie pusta i nigdzie nie było plakietki "rezerwacja", a i obsługa też najwyraźniej gdzieś się schowała.
Podeszła kelnerka i najwyraźniej zakłopotana powiedziała, że nie dotarła dostawa, więc nie wszystko da się zamówić... Nie ukrywaliśmy zaskoczenia. Kolega spytał: "a co w takim razie jest?", na co kelnerka odpowiedziała "nic". Widząc niedowierzanie w naszych oczach powiedziała, żebyśmy zaczekali, bo "może za niedługo coś będzie można zamówić, kolega właśnie poszedł po zakupy do marketu". Postanowiliśmy zamówić herbatę i zastanowić się, co dalej. Kelnerka zapewniła nas, że "herbata jeszcze jest".
Powiedziałam, że skoro tak wygląda sytuacja, ktoś mógł do mnie zadzwonić i odwołać moją rezerwację, mówiąc np. że jest awaria. Przecież podczas rezerwacji podawałam mój nr telefonu, więc nie jestem anonimową osobą, która przyszła ot tak z ulicy. Nie doczekałam się odpowiedzi.
W międzyczasie pojawili się kolejni ludzie, usłyszeli od kelnerki, że jedzenia nie ma. Niektórzy myśleli, że to żart, albo że jest to element tego klimatu - straszenie. Nie wierzyli, że to dzieje się naprawdę: centrum miasta, sobota, a w restauracji nie ma nic do jedzenia. Ludzie byli zaskoczeni, wściekli i zdezorientowani jednocześnie. A kiedy już docierało do nich, że nie jest to ani element "klimatycznego straszenia", anie też żart - wychodzili klnąc.
Przy okazji zgadaliśmy się z ludźmi ze stolika obok. Podczas rozmowy stwierdziłam: "Jeśli takie akcje są tutaj na porządku dziennym, to nie wiadomo, jak długo ta knajpa będzie jeszcze funkcjonować. Trzeba zrealizować ten kupon jak najszybciej, zanim to padnie." Na to dziewczyna ze stolika obok powiedziała, że lokal jest wystawiony na sprzedaż na Allegro (sprawdziłam w domu: i okazało się, że to prawda). I wszystko jasne... Od razu nasunęła się myśl, że restauracją dołączyła do programu zakupów grupowych tylko po to, żeby zarobić coś w ostatnich dniach istnienia.
Nasi rozmówcy poszli. My zostaliśmy z herbatką, w międzyczasie kolejne osoby weszły, usłyszały, co trzeba i poszły. Przyszła do nas kelnerka i powiedziała, że możemy coś zamówić i wymieniła możliwości. Było ich niewiele. Udało się zamówić pizzę i desery i trzeba przyznać, że to wszystko było dobre.
Na koniec dostaliśmy profesjonalny paragon: wypisany odręcznie udartej połowie kartki z notesu (na zdjęciu: pierwszy paragon z zagiętym rogiem - z "głodowej" soboty, drugi - z niedzieli).
Ale mamy jeszcze jeden kupon! Żeby nie przepadł, postanowiliśmy odwiedzić straszny dwór również w niedzielę. Kolega zadzwonił, żeby zapytać, czy tym razem akcja się nie powtórzy. Usłyszał, że ogólnie nie miewają dostawy w niedzielę, ale parę rzeczy da się zjeść.
Tym razem wszystko wyglądało normalnie. Udało się zamówić to, co chcieliśmy. W pewnym momencie podeszła kelnerka i zapytała, czy możemy zmienić jeden składnik, bo go nie ma, ale druga krzyknęła do niej, że to nieaktualne, wszystko jest. A już zdążyliśmy pomyśleć "zaczyna się...". Jedzenie było smaczne. Zdziwiło nas tylko to, że po tym, jak po jedzeniu dopijaliśmy napoje, kelnerka podeszła i zapytała, czy chcemy już rachunek. Wyglądało to trochę tak, jakby chciała nas już wygonić. Ale to może skutki zdarzeń z poprzedniego dnia sprawiły, że byliśmy na wszystko tak wyczuleni.
W każdym razie: lokal jest na sprzedaż i nie wiadomo, czy restauracja nie przestanie istnieć przed utratą ważności kuponów. Nie wiadomo też, czy akcje z brakiem jedzenia nie będą się powtarzać.
Gdyby ktoś pytał o wystrój: nie wysilili się. Zostało wszystko z poprzedniej restauracji - "Bacówki", tyle że zostały wprowadzone elementy w klimacie Halloween - dynie, pajęczyny ze sznurka, Baby Jagi.
Na stronie "Strasznego Dworu" na Facebooku znalazłam jest jeden negatywny komentarz - zrobiłam screen-shota, bo może zostać usunięty.
No i miałam rację, komentarz szybko zniknął. "Straszny Dwór" zresztą po niedługim czasie też. Na szczęście jak na razie był to jedyny incydent tego typu, z jakim się spotkałam.
Restauracja "Straszny Dwór"
Jako, że zakupy grupowe cieszą się u nas dużym zainteresowaniem, chciałabym podzielić się z Wami "wrażeniami" ze "Strasznego Dworu".
W zeszłym tygodniu kupiłam 2 kupony do "Strasznego Dworu" na Moniuszki. Zarezerwowałam miejsce na sobotnie popołudnie. Przyszliśmy, zajęliśmy pasujące nam miejsce, ponieważ sala była prawie pusta i nigdzie nie było plakietki "rezerwacja", a i obsługa też najwyraźniej gdzieś się schowała.
Podeszła kelnerka i najwyraźniej zakłopotana powiedziała, że nie dotarła dostawa, więc nie wszystko da się zamówić... Nie ukrywaliśmy zaskoczenia. Kolega spytał: "a co w takim razie jest?", na co kelnerka odpowiedziała "nic". Widząc niedowierzanie w naszych oczach powiedziała, żebyśmy zaczekali, bo "może za niedługo coś będzie można zamówić, kolega właśnie poszedł po zakupy do marketu". Postanowiliśmy zamówić herbatę i zastanowić się, co dalej. Kelnerka zapewniła nas, że "herbata jeszcze jest".
Powiedziałam, że skoro tak wygląda sytuacja, ktoś mógł do mnie zadzwonić i odwołać moją rezerwację, mówiąc np. że jest awaria. Przecież podczas rezerwacji podawałam mój nr telefonu, więc nie jestem anonimową osobą, która przyszła ot tak z ulicy. Nie doczekałam się odpowiedzi.
W międzyczasie pojawili się kolejni ludzie, usłyszeli od kelnerki, że jedzenia nie ma. Niektórzy myśleli, że to żart, albo że jest to element tego klimatu - straszenie. Nie wierzyli, że to dzieje się naprawdę: centrum miasta, sobota, a w restauracji nie ma nic do jedzenia. Ludzie byli zaskoczeni, wściekli i zdezorientowani jednocześnie. A kiedy już docierało do nich, że nie jest to ani element "klimatycznego straszenia", anie też żart - wychodzili klnąc.
Przy okazji zgadaliśmy się z ludźmi ze stolika obok. Podczas rozmowy stwierdziłam: "Jeśli takie akcje są tutaj na porządku dziennym, to nie wiadomo, jak długo ta knajpa będzie jeszcze funkcjonować. Trzeba zrealizować ten kupon jak najszybciej, zanim to padnie." Na to dziewczyna ze stolika obok powiedziała, że lokal jest wystawiony na sprzedaż na Allegro (sprawdziłam w domu: i okazało się, że to prawda). I wszystko jasne... Od razu nasunęła się myśl, że restauracją dołączyła do programu zakupów grupowych tylko po to, żeby zarobić coś w ostatnich dniach istnienia.
Nasi rozmówcy poszli. My zostaliśmy z herbatką, w międzyczasie kolejne osoby weszły, usłyszały, co trzeba i poszły. Przyszła do nas kelnerka i powiedziała, że możemy coś zamówić i wymieniła możliwości. Było ich niewiele. Udało się zamówić pizzę i desery i trzeba przyznać, że to wszystko było dobre.
Na koniec dostaliśmy profesjonalny paragon: wypisany odręcznie udartej połowie kartki z notesu (na zdjęciu: pierwszy paragon z zagiętym rogiem - z "głodowej" soboty, drugi - z niedzieli).
Ale mamy jeszcze jeden kupon! Żeby nie przepadł, postanowiliśmy odwiedzić straszny dwór również w niedzielę. Kolega zadzwonił, żeby zapytać, czy tym razem akcja się nie powtórzy. Usłyszał, że ogólnie nie miewają dostawy w niedzielę, ale parę rzeczy da się zjeść.
Tym razem wszystko wyglądało normalnie. Udało się zamówić to, co chcieliśmy. W pewnym momencie podeszła kelnerka i zapytała, czy możemy zmienić jeden składnik, bo go nie ma, ale druga krzyknęła do niej, że to nieaktualne, wszystko jest. A już zdążyliśmy pomyśleć "zaczyna się...". Jedzenie było smaczne. Zdziwiło nas tylko to, że po tym, jak po jedzeniu dopijaliśmy napoje, kelnerka podeszła i zapytała, czy chcemy już rachunek. Wyglądało to trochę tak, jakby chciała nas już wygonić. Ale to może skutki zdarzeń z poprzedniego dnia sprawiły, że byliśmy na wszystko tak wyczuleni.
W każdym razie: lokal jest na sprzedaż i nie wiadomo, czy restauracja nie przestanie istnieć przed utratą ważności kuponów. Nie wiadomo też, czy akcje z brakiem jedzenia nie będą się powtarzać.
Gdyby ktoś pytał o wystrój: nie wysilili się. Zostało wszystko z poprzedniej restauracji - "Bacówki", tyle że zostały wprowadzone elementy w klimacie Halloween - dynie, pajęczyny ze sznurka, Baby Jagi.
Na stronie "Strasznego Dworu" na Facebooku znalazłam jest jeden negatywny komentarz - zrobiłam screen-shota, bo może zostać usunięty.
No i miałam rację, komentarz szybko zniknął. "Straszny Dwór" zresztą po niedługim czasie też. Na szczęście jak na razie był to jedyny incydent tego typu, z jakim się spotkałam.
wtorek, 13 września 2011
W sklepie komputerowym
Autentyczna sytuacja z pracy kolegi:
Facet zapytał:
"Czym się różni notebook od facebooka?"
Facet zapytał:
"Czym się różni notebook od facebooka?"
Napisy w WC w kinie Cytryna w Łodzi
Powyższe zdjęcia wrzuciłam dzięki uprzejmości Administratora forum Oceń Łódź, pochodzą z wątku Śmieszne komentarze przy WC w kinie Cytryna.
Dzięki :)
poniedziałek, 12 września 2011
Wędkarze nad jeziorem
Siedzi wędkarz nad jeziorem i usiłuje złowić jakąś rybę, ale niestety w ogóle mu nie idzie. Natomiast facet siedzący obok wyciąga jedną rybę za drugą i to całkiem pokaźne sztuki. Widząc to, pierwszy wędkarz postanowił podejść do sąsiada i poznać tajemnicę jego sukcesów:
- Na co pan łapie, że tak biorą? Zdradzi mi pan?
- Na tabletki na syfilis!
- Tabletki na syfilis??? Serio ???
- Tak, na tabletki na syfilis.
Wędkarz pobiegł szybko do apteki.
- Dzień dobry! Poproszę tabletki na syfilis!
- Złapał pan coś?
- Jeszcze nie, ale znam dobre miejsce, gdzie można!
- Na co pan łapie, że tak biorą? Zdradzi mi pan?
- Na tabletki na syfilis!
- Tabletki na syfilis??? Serio ???
- Tak, na tabletki na syfilis.
Wędkarz pobiegł szybko do apteki.
- Dzień dobry! Poproszę tabletki na syfilis!
- Złapał pan coś?
- Jeszcze nie, ale znam dobre miejsce, gdzie można!
czwartek, 8 września 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)